Serial wystartował z grubej rury i trzymał fason pierwsze 2 sezony, trzeci też był niezły ale czuć było już tendencję spadkową. Z kolei na ostatniej prostej, w moim odczuciu, stracił pierwotną moc. Groteskę i czarny humor zamieniono na powagę i smutną rzeczywistość. Były oczywiście zabawne momenty, jak wynajęcie zabójców 'z podcastu', czy czterech potężnych assasynów do zadań specjalnych, by chwilę potem stracili głowy (choć w gruncie rzeczy było to irracjonalne, biorąc pod uwagę kilku profesjonalistów vs drabów Fuchesa). Skutek prania mózgu redaktorowi Vanity Fair przez ojca Moss, jedna rakieta Hanka po cięciu kosztów i debata na temat tego jak można było zaradzić, by kobiety Fuchesa nie widziały dekapitacji zamachowców też zasługują na wspomnienie. Jednak kilka z wymienionych scen było dopiero w ostatnim odcinku, a w poprzednich mało działo się pod tym kątem, za to atmosfera robiła się nieznośnie ciężka. Ogólnie motyw przeskoku w czasie spowodował u mnie lekki dysonans, bo na początku myślałem, że to wyobraźnia Barrego i wizja spokojnej przyszłości, a potem okazało się, że te marzenia rzeczywiście poniekąd miały miejsce (no tak, wiadomo, Ameryki nie odkryłem, bo ten zabieg był celowy ale miałem wtedy takie 'rany...serio?') i koniec końców nie zachwyciło. Powiem nawet, że wprowadziło to pewien chaos i zrodziło wiele pytań, które pozostały bez odpowiedzi. Motyw końcowy z filmem hollywoodzkim, który finalnie okazał się być krzywym zwierciadłem i morał z tego płynący był nawet ciekawy ale z kolei nie czułem się za specjalnie zaskoczony. Podobny zabieg z odwróconą narracją zastosowano w pierwszym sezonie, gdzie kozłem ofiarnym była m.in. ofiara na współę z boliwijczykami. No i na podsumowanie uważam, że taki sobie był ten sezon i finał zarazem w kontraście do kapitalnych dwóch pierwszych.
Imo sam finał zły nie był, uważam, że po 3 sezonie trudno byłoby zakończyć tę historię lepiej. Przychylam się natomiast do tego, że temu serialowi odejście w poważniejsze i mroczniejsze klimaty odebrały trochę uroku. Osobiście nie miałbym za złe, gdyby serial był w całości bardziej absurdalny i zabawny niż uciekał w ultra-poważne rejony, bo takich seriali jest po prostu na pęczki. A dobrych i jakościowych czarnych komedii brakuje, Barry dowoził w tym gatunku tylko na początku. A szkoda.
Zgadzam się z wami oboma. 3 Sezon był dużo bardziej na poważnie a mniej zabawnie i również 4 sezon się tak zaczął, ale potem (IMO) i tak dowieźli ten serial na wysokim poziomie do końca. Mnie się podobał i chciałbym więcej takich.
Polecam Patriot na Amazonie. Ma podobny vibe do Barry'ego. Niestety mocno niedoceniony serial.
Moim zdaniem 3 też miał zabawne momenty: atak na bazę Czeczenów przez policję i Boliwijczyków. 4 też miał zabawne momenty ale był poważniejszy bo to musiało tak się skończyć. Generalnie uważam że cały serial można zamknąć w temacie PTSD jaki przechodzą weterani wojen i tego że Państwo które ich na nie wysyła po ich powrocie ma ich w 4 literach. Gdyby Barry dostał pomoc to nie pracowałby dla Fuches'a i może by miał szczęśliwe życie
Jestem zupełnie innego zdania. Większość komediowych scen niezbyt mnie śmieszyła. Za to 4 sezon wydobył głębie, która się w tej opowieści skrywała. Jest mniej slapstickowych scen a historia jest opowiadana w sposób bardziej tragikomiczny np. Scena jak Barry słucha podcastów z różnymi pastorami aż w końcu ktoś usprawiedliwi jego uczynki.
Ten serial jest o ogromnym poczuciu winy gdzie każda z głównych postaci je posiada. Nie mógł zostać poprowadzony inaczej.
Dla mnie czwarty sezon był trochę podsumowaniem tego serialu.
Ten nagły skręt tylko uwypuklił problem jaki miałem od początku oglądając. Problem, że sam nie wiem co oglądam.
Z jednej strony Barry, Sally i Cousineau których postacie są potraktowane całkiem poważnie. Mają swoją głębię.
I to przeplatane zleceniami i problemami gangów które są głupawe. Każdy kolejny problem, który "więzi" Barrego w świecie zabójcy jest absurdalny. I następnie te same organizacje są traktowane na "poważnie" przez policję, FBI, etc.
Nie powiem bym faktycznie miał to odczucie od samego początku.
Po obejrzeniu pierwszych dwóch sezonów raczej zapamiętałem jako coś w miarę ok. Nie świetne ale na pewno coś do czego wrócę.
Czwarty zdominował dla mnie teraz serial jednym wielkim "WFT, co ja właściwie oglądam?!".
Tylko w takiej trochę retrospektywie - materiał na takie pytanie był w tym serialu od początku. Czwarty sezon doprowadził tylko to do ekstremum.
Tak jakby w montażu ktoś zmieszał dwa różne filmy, zauważył to dopiero w czwartym sezonie i próbował to naprawić, wyostrzając ten rozdźwięk i chcąc przybić na koniec łatki "taki był plan".