Zdecydowanie jeden z najgorszych filmów Allena. Postaci mało charyzmatyczne, akcja wlecze się niemiłosiernie, nawet dialogi jakieś nijakie co u tego reżysera jest rzadko spotykane. Film ratuje jedynie Will Farrel, który jest jedynym pozytywnym elementem filmu nadając mu humoru - nie tego allenowskiego.
Śmieszy mnie to troche, bo na byle jaki film wchodze Allena to na forum komentarz typu "najsłabszy film Allena", "słabo jak na Allena", "Allen sie nie popisał", no naprawde tak jest :D
Kiepski scenariusz i taka sama gra Mitchell i Sevigny. To mój 36 film w reżyserii Allena, a 40 w ogóle, i tylko jeden był gorszy, a 5 było równie średnich
Nie zgodzę się. W tym filmie widzę połączenie starego Allena - dobre dialogi i nowszego - lekka fabuła. Nie jestem miłośnikiem jego "gadanych" filmów, choć to one są powszechnie uważane za najlepsze, a bardzo podoba mi się nowy "lżejszy" Allen. Melinda, Vicky, Paryż, czy "Co nas kręci..." są zdecydowanie bardziej w moim klimacie niż Mannhattan czy Hannah. Na szczęście ocena Społeczności nie pokrywa się z Twoją opinią.
Mi natomiast ten film się podobał, co trochę dziwne bo nie jestem fanem Allena. I widziałem jego o wiele gorsze filmy. Dlatego też myślę że każdy sam powinien się przekonać czy mu się podoba czy nie, bez zakładania z góry, że to jeden z najgorszych filmów w dorobku reżysera.
Być może mi wystarczył Farrell, który jest jak gwarancja dobrej zabawy:)... przynajmniej dla mnie...