Kiedy Weerasethakul pracował nad "Wujkiem Boonmee, który potrafi przywołać swoje poprzednie wcielenia", wiele czasu spędził w Nabui w północno-wschodnim rejonie Tajlandii, stanowiącym stały krajobraz jego kina. Postanowił poświęcić temu opuszczonemu miasteczku osobny film, przenosząc na ekran jego duchy i historię, m.in. wspomnienia rządowych represji, jakich doświadczyli mieszkańcy kilkadziesiąt lat temu.